wyszukiwanie zaawansowane

Pawlak Kazimierz: 25-lecie pracy

O Jubilacie

Kazimierz Pawlak, 1957. Absolwent Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Nowym Wiśniczu, 1977. Dyplom na Wydziale Ceramiki i Szkła PWSSP, obecnie ASP we Wrocławiu, 1982. Od 25 lat pracownik dydaktyczny tej uczelni, profesor. Udział w 130 wystawach (52 wystawy krajowe - 3 indywidualne i 78 wystaw zagranicznych - 6 indywidualnych). Uczestnictwo w 15 międzynarodowych sympozjach i konferencjach.

Październik 1977 roku, wieczorne zajęcia z rysunku. Co 45 minut na korytarzu uczelni przy Placu Polskim spotykają się studenci pierwszego roku. Siadamy na podłodze, palimy papierosy, rozmawiamy o swoich pracach. Wszyscy jesteśmy wybrańcami losu. Zaledwie kilkanaście osób z całej Polski spośród kilkuset zdających egzamin wstępny. Przeciętna wieku: dwadzieścia kilka lat. Tylko nieliczni zdali egzamin po raz pierwszy z pozytywnym skutkiem. Pośród tych szczęściarzy jest Kazimierz Pawlak, obecny Profesor, a wtedy student Studium Projektowania Form Ceramiki i Szkła. Brzmi to prawie jak początek sensacyjnego opowiadania. Trudno jednak nie przywołać tamtej atmosfery silnych emocji, intensywności studenckiego życia i nadziei na spełnienie marzeń. Tych niezwykłych chwil sprzed 25 lat!

Patrząc dzisiaj na te minione lata, Kazik powinien odczuwać absolutne spełnienie. Tak wiele osiągnął! - ma wspaniałą rodzinę, dom z ogrodem z własnoręcznie zasadzonymi drzewami, długą listę sukcesów artystycznych. I w dodatku robi to, co pokochał - tworzy szkło. Cudowne, niepowtarzalne szklane obiekty, małe arcydzieła. I gdyby tego było jeszcze mało, ma dar przekazywania swoich doświadczeń i artystycznych wizji studentom Akademii.

 

Kazimierz Pawlak jest nadal „wybrańcem losu”.

Prof. Jacek Szewczyk
Rektor Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu

Jubilat o sobie

Pracę na uczelni rozpocząłem 5 lat przed jej ukończeniem! Po zdanych egzaminach na Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych we Wrocławiu, otrzymałem skierowanie do odbycia praktyki robotniczej w przedsiębiorstwie, prowadzącym prace remontowe właśnie w naszej uczelni. Perspektywa darmowej pracy na rzecz PRL-u w mojej przyszłej uczelni bardzo mnie ucieszyła. Moi koledzy wyrywali chwasty i pielili trawniki w Miejskiej Zieleni, czyścili klatki tygrysów w zoo, a ja, codziennie, przez cały miesiąc, od siódmej rano do trzeciej popołudniu, „przebudowywałem” pomieszczenia drugiego piętra. Tak powstały solidne mury biura kwestury, kasa i pracownie Wiedzy Wizualnej Katedry Architektury Wnętrz. Rozpocząłem studia w Studium Projektowania Form Ceramiki i Szkła. Tajemnice szkła odkrywałem w trzech pracowniach: szkła artystycznego u prof. Ludwika Kiczury, szkła użytkowego u prof. Zbigniewa Horbowego, szkła w architekturze u prof. Henryka Wilkowskiego. Pracę dyplomową „zbudowałem” w pracowni prof. Zbigniewa Horbowego z kolorowych, szlifowanych ostrosłupów zamkniętych pod podobnymi kloszami klejonymi ze szkła okiennego. Bryły te wykonałem w hucie Barbara w Polanicy. Całą kompozycję ustawiłem na drewnianej desce kreślarskiej, na której zasiałem owies. Zaprojektowałem również zestaw kieliszków i karafek dla „Polmosu”. Jesień 1982. W Polsce trwa stan wojenny. Uczelnia pod ścisłym „patronatem” odpowiednich służb Urzędu Bezpieczeństwa. Internowani profesorowie, unieważnione wybory rektora. Poczucie zagrożenia. W atmosferze niepewności swoich przyszłych losów, uczelni i Polski bronię dyplom, a od 1 listopada zostaję zatrudniony na okres 1 roku na stanowisku asystenta stażysty w pracowni prof. Ludwika Kiczury. Byłem  herbacianym asystentem! Przychodziłem do pracowni, uczestniczyłem w korektach, piłem i parzyłem ogromne ilości herbaty. Teraz trudno w to uwierzyć ale katedralny warsztat świecił pustkami. Krzątał się w nim tylko pan Engel, nauczyciel zawodu. Podczas dekorowania kryształów - nacinaliśmy je w różne esy floresy - odkładaliśmy na bok kubki z herbatą i sprawialiśmy wrażenie bardzo zapracowanych. Program nauczania nie przewidywał innych praktycznych działań. Tworzyliśmy fantastyczne projekty jedynie na papierze. Tylko niektóre udawało się zrealizować w czasie wakacyjnych praktyk w hutach szkła. 

Przygotowując się do dyplomu, spędzałem sporo czasu na szlifierni. Przerabiałem wygrzebane na hałdach w hutach barwne kawałki szkła i szklane izolatory na dekoracyjne przedmioty użytkowe. Po dyplomie nie od razu wróciłem do warsztatu. Mój „herbaciany” okres trwał prawie dwa lata i dopiero na przełomie 1983 i 1984 roku powstała pierwsza praca „Erozja” z ulubionego przeze mnie na długo szkła optycznego, połączonego z metalem i kamieniem. Szkło optyczne i włókno szklane. Łączyłem szkło optyczne z metalem i kamieniem, pozostawiając naturalne szlachetne przełomy szkła. Ingerowałem też w jego wnętrze. W 1986 roku zrealizowałem serię prac hutniczych, których głównym elementem była kolumna. W 1988 eksperymentowałem z gipsowymi formami i zatapianiem w szkle elementów z gipsu i gliny szamotowej. Wykonywałem też prace w ulubionej technice: na zimno. W płaskich, taflowych, wieloelementowych składankach z różnokolorowych szkieł, najważniejszym elementem był kolor. W 1989 roku zrywam z monotonią i jednakową dla wszystkich autorów kolorystyką szkła optycznego i tworzę serię wieloelementowych prac z cyklu „Ameryka”. Dwa lata później powstaje seria prac „pałacowych”: „Pałac Czterech Księżyców”, „Pałac Lodowatego Serca”, „Pałac Światła”, „Pałac Lodowej Góry”. Sklejałem płaskie kolorowe kawałki szkła i umieszczałem na kwadratowej lub prostokątnej podstawie ze szkła optycznego. Następnie otaczałem tę konstrukcję kolumnami, wieżami, kulami i innymi pionowymi elementami zbudowanymi z rozmaitych kawałków szkła. Od 1993 do 1999 roku wykorzystuję technikę „pate de verre” oraz zdobyte wcześniej doświadczenie w technice topienia szkła w formach - powstałe prace mają już spore rozmiary. W 1998 roku sięgam po włókno szklane, zalegające od 20 lat magazyn Katedry Szkła. Do dziś odkrywam możliwości tego niezwykle plastycznego i lekkiego półfabrykatu. Japonia za 20 dolarów. Czułem się nieco niezręcznie w gronie swoich niedawnych pedagogów jako ich młodszy kolega. Oczywiście, nie było mowy o żadnej poufałości i przechodzeniu na „ty”. Przechodziłem za to wszystkie etapy pracy na rzecz wydziału i katedry. Byłem komisarzem egzaminów wstępnych, opiekunem praktyk wakacyjnych, protokolantem rad wydziału; pracowałem przy organizowaniu wystaw najlepszych dyplomów oraz wystaw międzynarodowych, prezentujących dorobek wydziału. Reprezentowałem młodszych pracowników naukowych w Senacie uczelni, pełniłem funkcję kierownika Katedry Szkła, dziekana Wydziału Ceramiki i Szkła przez dwie kadencje. Startowałem też w wyborach na rektora Akademii - zabrakło mi zaledwie kilka głosów.

Pamiętam udział w pierwszych zagranicznych wystawach, zwłaszcza w wystawie Glass ’87 in Japan. Zostałem do niej zakwalifikowany razem z prof. Kiczurą. Opłata za dopuszczenie do selekcji wynosiła 20 USD. Wzbudziłem duże zdziwienie u organizatorów wyjaśnieniem, że ta kwota stanowi moje miesięczne wynagrodzenie. Uczestniczyłem w międzynarodowych sympozjach szkła - z początku jako obserwator, potem uczestnik. Z każdego wyjazdu przywoziłem nie tylko nowe doświadczenia, ale również przyjaźnie i znajomości. Poznałem Marvina Lipofskiego, Henry Halema, Josha Simpsona, Jana Zoriczaka, Jerzego Suhajka, Franciszka Janaka, Petera Novotnego, Milana Vobrubę, Erwina Eisha, Andreja Bokoteja, Nicoasa Morina i innych wspaniałych artystów. Otarłem się o ikony Glass Art Movement’u Harveya Littletona, Pavla Hlavę, Stanisława Libenskiego, Daily Chichuly’ego. Niektóre z tych przyjaźni przetrwały do dziś. W czasie 25 lat pracy na uczelni „zaliczyłem” miesięczne stypendium w Czechosłowacji, trzymiesięczne stypendium w Creative Glass Centre of America, w Millville, USA. Jako artysta rezydent, zostałem zaproszony na miesięczny pobyt do studia rodziny Morin w Dieulefit we Francji. Większość prac wystawiałem w zagranicznych galeriach i konkursach. Z nagród najbardziej cenię nagrodę Koihey Fujity, otrzymaną w Kanazawie w 2001 roku.

Biurokrata czy artysta. 25 lat pracy dydaktycznej na Traugutta! Aż 25 lat i dopiero 25 lat. Przebudowy i rozbudowy, nowe katedry i pracownie, coraz większa liczba studentów i pracowników.

W czasie pełnienia funkcji dziekana Wydziału Ceramiki i Szkła stałem się bardziej biurokratą niż artystą. Już nie pamiętam, jakim sposobem przylgnęła do mnie marynarka i krawat, a w ręku pojawiła się nieodzowna aktówka. Czy zostanę na powrót stuprocentowym artystą? Na razie pracownię mam w garażu. Zajmuje niewiele miejsca, a zgromadzony sprzęt i materiały nie są wykorzystywane. Urządzanie domu w Smolcu (kupiłem go w stanie surowym, aby uciec z hałaśliwego Wrocławia) i dbanie o ogród pochłania mnie bez reszty. Sam zaprojektowałem dom i ogród, wykonałem część prac budowlanych. Z czego jestem najbardziej dumny? - z niewielkiego pieca do topienia stłuczki szklanej i wydmuchiwania szkła. To pierwszy taki piec w 60-letniej historii szkoły! Zbudowałem go ze studentami Koła Naukowego, które prowadzę od kilku lat na Wydziale Szkła i Ceramiki. W naszej ostatniej akcji w ramach Festiwalu Wysokich Temperatur we Wrocławiu wzięli udział zawodowi hutnicy. Wspólnie wyczarowaliśmy małą hutę szkła. Mam nadzieję, że w nowym budynku Akademii przy Traugutta znajdzie się profesjonalne Studio z Gorącym Szkłem. Wreszcie każdy ze studentów nauczy się wydmuchiwać szkło. A ja zakaszę rękawy, rozwiążę krawat, precz rzucę aktówkę.

Kazimierz Pawlak