Naskow Nicole - Pamięci H. Pawlikowskiej
Naskow Nicole
Pamięci Haliny Pawlikowskiej
Choć w przeważającej części pedagodzy mają przyjacielski stosunek do studentów, trudno to odnieść do kontaktów łączących profesor Pawlikowską ze swoimi adeptami. Miała ona jakiś specjalny dar, który emanował wyczuwalnym ciepłem, miłością niemali dlatego łatwo pozyskiwała zaufanie każdego kto miał szczęście korzystać z jej pracowni. Wszyscy mówili o niej „Halinka" i zdrobnienie owo, wyrażało nieukrywaną wdzięczność za jej opiekę.
Profesor była osobą małomówną z natury i dlatego jej korekty siłą faktu, też były oszczędne, wyważone i wypowiedziane nie wprost. Wierzyła, iż autor sam jest w stanie w toku pracy skorygować swoje niedociągnięcia. Dopiero, gdy projekty przekraczały pewną granicę nieudolności, podchodziła do okna i patrząc przed siebie robiła jakąś ukrytą aluzję do niezwykłości chmur lub secesyjnej linearności gałęzi bezlistnych drzew na tle białych połaci śniegu, które wyglądały jak świeża odbitka linorytu.
Halinka uczyła nas patrzeć na otaczające zjawiska, na które trzeba patrzeć jak na przesłanie, któremu wystarczy tylko nadać indywidualny charakter. Nie szczędziła tylko porad technicznych. Była warsztatowcem niezwykłej klasy, która potrafiła wypowiedzieć się jako grafik w każdej technice i dlatego jej twórczość wzbudza tak wielkie zainteresowanie nie tylko u koneserów. Profesor Pawlikowska potrafiła, jak rzadko kto, przekazać swoją niezwykłą wrażliwość tak swobodnie w tej najtrudniejszej ze sztuk, jaką jest grafika z wirtuozerią arcymistrza. Jest ona samą grafiką - nieodgadniona jak czerń, której tylko wielcy potrafią nadać barwę.
Profesor Pawlikowska posiadała rzadką cechę godną prawdziwych mistrzów. Przy całym uznaniu, jakim cieszyła się jej twórczość, pozostała osobą skromną i zachwyty odbiorców ani krytyki nie zdołały zniweczyć jej pokory wobec wielkości sztuki. To postawa rzadka w naszym środowisku, by nie powiedzieć unikalna.
Tak jak wspomniałem, prof. Halina Pawlikowska nie była skora do zwierzeń i wypowiedzi w sprawie swojej osoby. W jej biografii trudno jest znaleźć jakieś wskazówki, które rzuciłyby światło na jej głęboko ukrywane tajemnice życia. A była w niej jakaś cudowna tajemnica o uczuciowym zabarwieniu. Półuśmiechy, które rozjaśniały jej twarz ukrytą w półmroku pracowni grafiki musiały mieć jakiegoś określonego adresata. Ale to jej tajemnica. I niech już tak zostanie. Bo serca szlachetnych to mogiła tajemnic, że powtórzę za dawnym mędrcem.
Nicole Naskow, 2013
Zobacz również
Nicole Naskow - Nie ma malarstwa bez czerwieni