Tomaszewski Tomasz – Horyzont rzeźby
Tomasz Tomaszewski
Horyzont rzeźby
Etos artysty – lokującego sens swoich działań w szukaniu formy,
a nie w chwytliwej treści i atrakcyjnych medialnie komunikatach – nie znajduje raczej
rezonansu we współczesnej polskiej krytyce artystycznej.
Horyzont, podstawowy poziom, to dla nas obok pionu główny kierunek przestrzeni. Horyzont to także granica, bariera, ciągle zresztą nieosiągalna. Oznacza też zasięg, zakres poznawalnego. Terytorium w jakimś sensie opanowane. Rozpoczęliśmy cykl konferencji pod wspólnym tytułem „Horyzont rzeźby” (my – Katedra Rzeźby i Działań Przestrzennych z wrocławskiej asp). Skłoniły nas do tego okoliczności, jakie towarzyszą obecnie sztuce, plastyce, a co za tym idzie, i rzeźbie w szczególności. Jest to kryzys znaczenia formy, ważności kategorii „jak?” w stosunku do „co?”. Forma była przez wieki (od zawsze?) głównym wyznacznikiem jakości dzieła – co najwyżej różnie rozkładały się akcenty, migrując od warsztatowej doskonałości do błysku geniuszu nowatorskiego ujęcia. Teraz ustępuje pola tematowi, zagadnieniu i perspektywie, z jakiej autor się temu zagadnieniu przygląda. Najlepiej jakby patrzył z lewej strony.
We Wrocławiu w 2012 roku odbyło się Europejskie Forum Kultury. Dwie rzeczy w związku z tym warto odnotować. Jedna – to entuzjastyczne przyjęcie wykładu profesora Baumana. Profesor twierdzi, że współczesne elity nie mają odpowiednich, wystarczających kompetencji kulturowych. Przy takiej diagnozie zastanawia entuzjazm. Nie została określona, niestety, część wspólna owych elit i tak zwanego świata sztuki. Sądząc po aktywności tego drugiego – jest duża. Druga – to lansowana i mocno obecna w mediach teza, że sztukę robi głównie lewica; teza która legitymowała bukiet propozycji kulturalnych i artystycznych Forum. Podobną tezę przyjął kurator Sebastian Cichocki i postanowił udowodnić nie wprost. Powstała wystawa Nowa Sztuka Narodowa – realizm narodowo-patriotyczny w Polsce XXI wieku. Zgromadziła najróżniejsze dzieła, których autorzy i fundatorzy szczerze i z prostoty serca zapragnęli poprzez plastykę ujawnić głębię przeżyć religijnych, patriotyczne zaangażowanie i przywiązanie do polskości. Kolekcja miała otworzyć salony dla wybranej przez kuratora kolekcji „sztuki prawicowej”. Dziwnym trafem znalazł się tam Chrystus ze Świebodzina, a nie było miejsca dla genialnego częstochowskiego monumentu Prymasa Wyszyńskiego (1997) autorstwa Jana Kucza czy pomnika Cyryla Ratajskiego (2002) tego samego autora. Znalazł się projekt pomnika smoleńskiego – obelisk z dziewczynką ze złamanym samolotem (przez sympatię nie wymienię autorów), ale nie znalazł się żaden z projektów nagrodzonych w stojącym przecież na wysokim poziomie międzynarodowym konkursie rzeźbiarskim na pomnik, jaki ma stanąć w miejscu katastrofy. Cerkiew Narodzenia Przenajświętszej Bogarodzicy w Białym Borze z malarstwem Jerzego Nowosielskiego nie zainteresowała autorów wystawy, ale wart pokazania okazał się Zbigniew Dowgiałło ze swoim obrazem Smoleńsk (2012). Pytanie o intencje kuratora zdradzałoby wielką naiwność pytającego. Jest to kryzys prestiżu zawodu. Jednym z przejawów tego kryzysu pozostaje brak ochrony zawodowej rzeźbiarzy. Spójrzmy chociażby na konkursy. Jeszcze kilka lat temu miał miejsce proces wypierania z tego pola rzeźbiarzy przez architektów. Prawo budowlane, a raczej jego interpretacja, powodowało, że rzeźbiarz nie mógł uczestniczyć indywidualnie w zmaganiach w dziedzinie, w której miał z racji wykształcenia i praktyki najwyższe kompetencje. Sprzeciw środowiska, jaki miał miejsce chociażby we Wrocławiu przy okazji Pomnika Wspólnej Pamięci, jak i zmiana akcentów w sytuacji prawnej dotyczącej przeprowadzania przetargów publicznych (a tak postrzegane są konkursy rzeźbiarskie) w większości przypadków załatwiły problem. Nasza sytuacja, o dziwo, staje się jednak coraz gorsza.
W jury zorganizowanego w Krakowie w 2012 roku konkursu na Pomnik Żołnierzy AK nie było ani jednego rzeźbiarza! Wyobraźmy sobie Konkurs Chopinowski rozstrzygany bez udziału autorytetów, wirtuozów fortepianu. W Gdyni w tym roku postanowiono wyłonić najlepszą propozycję na monument Gdynian Wysiedlonych. Wśród wymagań postawionych uczestnikom znalazło się jedno kuriozalne – projekt inwestycji drogowej za minimum 100 tys. zł wykonany w ciągu ostatnich trzech lat. Jak wielu z nas mogło spełnić to kryterium? Co ciekawe, jurorami konkursu było kilka szanowanych postaci świata rzeźby, a zawiadomienie o nim zamieszczono na stronie cpr Orońsko. Podpisując się pod takimi absurdami, środowisko działa przeciw swoim interesom. Nie istnieje też żaden ruch, który te interesy umiałby określić i skutecznie chronić. Nie sprawdza się tu związek, któremu daleko do skuteczności Izby Architektów, czy, jak widać, wspomniane Centrum Rzeźby Polskiej. Jest to kryzys świata sztuki. Spójrzmy, jak oceniane są prace „przedstawione do oceny” i które w ogóle tej ocenie są poddawane. Szybko wtedy dostrzeżemy, że trudno wyobrazić sobie zainteresowanie naszych instytucji, krytyków, opiniotwórczych pism artystycznych jakimś rodzimym Anishem Kapoorem, Tonym Craggiem, Anthonym Caro. Owszem, rodzimi Damienowie Hirstowie, Jeffowie Koonsowie czy Mauriziowie Cattelanowie mają się dobrze. Twórcy – od Łodzi Kaliskiej, przez wychowanków Kowalni: Katarzynę Kozyrę, Artura Żmijewskiego, Jacka Adamasa, Pawła Althamera po Dorotę Nieznalską czy Alicję Żebrowską – którzy działają w obszarze tzw. sztuki krytycznej czy społecznie zaangażowanej, są w centrum zainteresowania nie tylko popularnych mediów, prasy brukowej (do której, z racji działań wykorzystujących skandal, kontrowersje mają łatwy dostęp); są również w ognisku uwagi świata sztuki z całą jego instytucjonalną powagą, autorytetem i środkami. Niestety, ów świat sztuki działa w Polsce dość jednowymiarowo, wyrzucając bez mała poza nawias swojego zainteresowania wszystko inne. Zrodziła się polska specjalność „Stańczyków plastyki”. Przedstawiciele tego nurtu posługują się aparatem już dość mocno okrzepłym. Etos artysty lokującego sens swojej pracy w szukaniu formy, a nie w chwytliwej treści i atrakcyjnych medialnie komunikatach, nie znajduje raczej rezonansu we współczesnej polskiej krytyce artystycznej. Poszukiwania takie można prowadzić w Anglii, a wrażliwość tamtejszej krytyki pozwala je wyławiać i promować. Cóż, za 30, 40 lat jakiś polski twórca posłuży się rezultatem tych poszukiwań i będzie kolejny znakomity Wilhelm Sasnal.
Są wreszcie problemy uczelni związane z naborem na kierunek, a dotyczące profilu absolwenta oraz atrakcyjnej propozycji studiów pozwalającej na rzetelne wykształcenie przy jednoczesnej odpowiedzi programowej na zmieniający się dynamicznie świat, jak i na potrzeby rynku. Pierwsze spotkanie, które odbyło się 17-19 maja 2013 w Luboradowie, zostało poświęcone temu ostatniemu zagadnieniu. Uczestniczyli w nim przedstawiciele prawie wszystkich ośrodków kształcących rzeźbiarzy w Polsce i gościnnie prelegentka z Bratysławy...
Źródło: Zeszyt Rzeźbiarski nr 5/2013