wyszukiwanie zaawansowane

Kulesza Maria – Szkło unikatowe

Aleksandrowicz Monika – Zbiory rozmyte

Rozpondek K.: Pamięci M. Kasperskiego

Kucharski Krzysztof - Ile dusz...

Ile dusz jest w jednej Lalce
Rzecz Elżbiecie Terlikowskiej

Kiedy przespacerowała się w czerwcu roku 1999 w pięknym, acz manierycznym Industrial Palace w Pradze, gdzie co cztery lata odbywają się światowe prezentacje sztuki scenografii i architektury teatralnej, pomyślała za skromnie (!), że jej kostium dla tytułowej bohaterki dramatu Tadeusza Różewicza Stara kobieta wysiaduje wyreżyserowanego przez Andrzeja Bubienia na scenie Teatru im. Norwida w Jeleniej Górze trafił tu… przypadkowo i niepotrzebnie. Ekspozycje, które obejrzała kompletnie ją oszołomiły.

Niewiele zastanawiając się, wsiadła w pociąg i wróciła do domu, tym bardziej że w głowie kotłowały się jej pomysły kostiumów do Wujaszka Wani Antoniego Czechowa dla Teatru im. Horzycy w Toruniu. Trzeba było je zacząć powoli rysować, myśleć o każdej postaci. Przysięga, że była kompletnie zaskoczona, gdy przez telefon dowiedziała się, że za tę poszarpaną suknię Starej Kobiety, w której na jeleniogórskiej scenie grała Irmina Babińska, międzynarodowe jury przyznało jej wyróżnienie!

Polskie media skwitowały to wydarzenie jednym zdaniem, że Polce za granicą coś się tam udało i tyle. Wszelkie laury rozdawane w Pradze na Quadrienalle bez żadnej przesady w teatralnym środowisku mają większą rangę od Oscarów, nie tylko dlatego, że można je zdobyć raz na cztery lata. Przed nią z Polaków jedynie Złotym Medalem w tej samej kategorii nagrodzony został w roku 1967 za kostiumy do Orfeusza Igora Strawińskiego w warszawskim Teatrze Wielkim wybitny scenograf i malarz zmarły w tym roku - Andrzej Kreutz Majewski.

Mało osób zdaje sobie z tego sprawę, że Elżbieta Terlikowska nazywana przez przyjaciół od czasów studiów Lalką, podpisała się ponad sto razy jako autorka kostiumów i najczęściej także scenografii nie tylko w polskich teatrach. Oprawiała plastycznie Tango Mrożka na scenie w Strasbourgu, ale też projektowa kostiumy i scenografię dla teatrów w Berlinie, Hannoverze, Rzymie czy Istambule. Między innymi. W naszym kraju pracowała w kilkunastu teatrach. Policzyłem, że w ciągu jedenastu lat Zwierzęta Doktora Dolittle razem z reżyserem Jurkiem Bielunasem postawili na różnych scenach sześć razy. Jednym z jej ulubionych projektów są kostiumy do bardzo udanej adaptacji 101 Dalmatańczyków, trzy premiery, jak dotąd, zrealizowane w tym samym duecie.

Zadebiutowała jako scenograf, także z Bielunasem w Operze Wrocławskiej w 1986 roku w Nowym Wyzwoleniu na kanwie utworu Witkacego. Od lat licealnych lubiła teatr i właściwie nie opuszczała ważniejszych premier czy festiwali, teatr ją fascynował, ale ona przede wszystkim chciała malować. Oczywiście, najpierw wybrała wrocławskie Liceum Plastyczne i z opinią wyjątkowo utalentowanej dziewczyny po paru latach dostała dyplom Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych, a dzisiejszej Akademii Sztuk Pięknych. Malowała wtedy jak szalona.

Nie będą chwalił się, że napisałem krótką impresję z jej pierwszej indywidualnej wystawy w nieistniejącym już Klubie Dziennikarza, który miał swoją siedzibę naprzeciwko dzisiejszej galerii Renoma przy ul. Świdnickiej. Wystawę zatytułowała Il paradiso - czyli raj i pojechała do Wenecji na stypendium rządu włoskiego. Podróże po całym świecie stały się dla niej największym motorem. Wracała i malowała, ale trochę tradycyjne ramy zaczęły ją szybko ograniczać. Jej obrazy nie były zwykłymi obrazami, ani nawet collage’ami, coraz częściej spełniały się w trzech wymiarach i w tym czasie już chyba zaczął ją kusić intensywnie teatr przez swoją przestrzenność. W każdym razie, coraz wnikliwiej mu się przyglądała.

Ale nie rozpędzajmy się zanadto. Wcześniej jednak dostała przecież nagrodę i stypendium im. Waldemara Cwenarskiego, zapomnianego wrocławskiego malarza urodzonego we Lwowie, potem nagrodę w konkursie malarskim im. Jana Spychalskiego w Poznaniu, nie można zapomnieć o nagrodzie na Ogólnopolskim Festiwalu Malarstwa w Szczecinie czy nagrodzie dziennikarzy w Hannoverze za najciekawszą ekspozycję. Lalka, niestety, nie prowadzi żadnej dokumentacji swojej artystycznej aktywności, toteż chronologię tych nagród i innych wyróżnień trudno ustalić. Nie ma nawet spisu wszystkich swoich, choćby tylko indywidualnych wystaw. Ona zadaje proste pytanie: czy to jest najważniejsze, ile kto zrobił wystaw? Nie da się ukryć, nie jest.

Malarstwo studiowała pod kierunkiem jednego z najwybitniejszych polskich malarzy, profesora Józefa Hałasa, ale nigdy nie popadła w epigonizm i nie próbowała naśladować swojego Mistrza i Mistrz też tego od niej nie wymagał. Mają biegunowo różne temperamenty. Nigdy nie spytałem profesora, jak dziś patrzy na swoją uczennicę. Może będę miał jeszcze okazję.

Kiedy zaczęła swoje obrazy wypychać, niektórzy uważali, że Lalka trochę dziwaczy, ale efekt był niezwykle intrygujący artystycznie, potem zresztą wykorzystywała go w teatrze, na pewno nie dawał się zaszufladkować. Jej Infantek, inspirowanych obrazami Velazqueza, nigdy nie zapomnę i ich mrocznego, tajemniczego klimatu, bo też nigdy nie ograniczała swojej wyobraźni. Te jej obrazy miały coraz więcej fastryg, doszywek, ozdób i najróżniejszych niekonwencjonalnych elementów, które czasami udawało jej się znaleźć na najróżniejszych pchlich targach namiętnie odwiedzanych. Te jej artystyczne obiekty nie przypominały niczego, co już było. Zresztą, wszystkie te elementy znajdą Państwo i na tej wystawie. Bo to jest właśnie świat Lalki. Wszystkie jej prace składają się przynajmniej z kilku warstw, ile kosztują często mozolnej pracy, lepiej nie pytać. Ale też Lalka jest pracoholiczką z zamiłowania. W to - co robi, obojętnie czy to jest kolejna wystawa, czy kolejna premiera - wkłada całą swoją duszę. Nigdy nie odkryłem, ile tych dusz Lalka ma.

Każdą z części tej wystawy, którą Państwo łaskawie odwiedzili, buduje wokół jednego elementu, na przykład, kostiumu teatralnego z konkretnego przedstawienia, który jednak na wystawie będzie żył nowym życiem, bardzo odległym od tego scenicznego. Wspomniałem już o jednym ulubionym kostiumie ze 101 Dalmatańczyków, autorka ma ich - oczywiście - więcej, bo też należą do nich oryginalnie poprzetwarzane kostiumy z przedstawień Zwierzęta Doktora Dolittle czy z chorzowskiej Księżniczki Turandot, gdyńskich Niebezpiecznych związków, czy też wreszcie wrocławskiej premiery mimów Śmierć w Wenecji.

Lalka patrzy na scenę często jak na obraz. Toteż dba o każdy kolorystyczny akcent. Lubi używać kolorów czystych, zwłaszcza w przedstawieniach dla dzieci. Dorosłych próbuje intrygować zaskakującą często konstrukcją i wyrafinowaniem formy, ale też materiałem, z którego kostium powstał, także starannie dobranymi tonacjami. Każda właściwie premiera plastycznie zbudowana jest z innych inspiracji. Jej kostiumy i scenografie przez swoją stylistyczną osobność są natychmiast rozpoznawalne.

Lalka czuje się dobrze w każdej konwencji i teatralnej epoce. Tak jednym tchem wymienię kilka wybranych tytułów premier, żebyśmy sobie lepiej uświadomili jej artystyczne horyzonty: Antygona Sofoklesa,  Don Juan  Moliera,  Miesiąc na wsi  Turgieniewa,  Łagodna Dostojewskiego,  Ubu król Jarry’ego, Wizyta starszej pani Dürrenmatta, Na szkle malowane Brylla czy Jesus Christ Superstar Webba.

Nie jest łatwym partnerem dla reżyserów, a zwłaszcza teatralnych pracowni, bo jest detalistką, zwracającą uwagę na każdy szczegół. Lubi ostro pracować i uważa, że wszyscy powinni to lubić, bo w końcu z tego żyją. Nie wszyscy reżyserzy zdają sobie sprawę z tego, że gdy zaproszą Lalkę do współpracy, to ona natychmiast uzbroi się w odpowiednią wiedzę, która nie zaczyna się i nie kończy na przeczytaniu sztuki, bo Lalka przeczyta wszystko na około, co dotyczy planowanej premiery i natychmiast będzie się chciała do tego wtrącić. Nie chodzi tu o powiedzenie podsuwające trzy grosze. Lalki trzy grosze nie interesują, ona chce mieć wpływ na cały artystyczny wymiar. Jej plastyczna wizja narzuca czasem interpretację całego przedsięwzięcia. Nie daje się zepchnąć do roli ubieraczki aktorów.

Swoimi kostiumami potrafi przebić cały spektakl, po którym utkwią nam w głowie tylko jej wyrafinowane stroje. Bo to, co projektuje aktorowi jako kostium, bywa często samodzielnym dziełem sztuki. Znam mnóstwo spektakli, z których właściwie zapamiętałem tylko to, co ona zrobiła, bo na resztę należy spuścić dobrodusznie kurtynę milczenia.

Krzysztof Kucharski
czerwiec 2011

Tekst pochodzi z katalogu wystawy Wczorajszy wieczór
3 września - 7 października 2011