Dworski Jacek - Okno z deszczem
Właściwie to nie ma żadnego powodu, aby tak szczególnie wyróżniać tę niewielką plakietkę Jacka Dworskiego, która tyle właśnie przedstawia: że jest okno [1], a za tym łukiem okna - co widać dzięki odemknięciu połowy okiennicy - że deszcze padają. Tak jakby zamyślenie nad tą właśnie wrocławską jesienią Anno Domini 1996.
Właściwie to ani okna, ani deszczu na plakiecie nie ma. Jest parę wgłębień płaszczyzny, parę prostych prostopadłych kresek i nieco kresek do nich skośnie ustawionych i kilkanaście kropek. Jeszcze ów łuk sklepiający plakietkę. Kilkanaście plakietek obejmuje zwykle jakiś bardzo realistyczny motyw, aby ukazać coś, co jest bardzo formalną grą z mistrzowskim opanowaniem przestrzennego skrótu, z takim operowaniem nacięcia powierzchni, zadrapaniem lub wgnieceniem, które nieuchronnie prowadzą do odczucia przestrzennych kategorii.
Inny cykl, niemniej przewrotny, z medalowego krążka czyni jakby instrument muzyczny, zaznaczając niby nuty, a może po prostu reprezentacje całkiem konkretnych dźwięków w postaci owych drgnień powierzchni brązu, lśnień i zmatowień. To już nie symbole, znaki, jakieś odniesienia, lecz tony, to nie medalowe krążki, lecz instrumenty. Nie wykluczam, że gdyby się wsłuchać w ich zaśpiew, gdyby ogrzać je w dłoni, dawałyby nam koncert nie mniej urzekające niż jakaś musica camerata. Twórczość Jacka Dworskiego jest niezwykle muzyczna. To nie kwestia tematów-motywów z twórczością muzyczną związanych. Nie przytrafiły się one rzeźbiarzowi do opracowania jako medale od okazji do okazji. Figurka Orfeusza tańczącego jest jednym z wyraźniejszych przykładów zaklęcia w brązie melodii archaicznej pieśni. To, co jest znamienne dla rzeźb, konstrukcji, medali, plakiet, monet, rysunków, które tworzy Dworski, nie kończy się na owej zmysłowości odczuć jednocześnie dotykowych, wzrokowych i dźwiękowych. Każdy z jego utworów, nawet zdawałoby się superrealistyczny portret-rzeźba w wosku, jest grą o głębszym znaczeniu. Jest to gra z całą tradycją rzeźbiarską, jaką dziedziczymy po antycznej rewolucji greckiej. Przeglądanie się poprzez własne próby - rzeźbiarskie eseje, w zwierciadle tej bogatej tradycji - jest właściwym środkiem, jaki stosuje wrocławski celator. Jeśli bierze do ręki metal, jeśli leje brąz, jeśli rzeźbi w drewnie lub w kamieniu, czy też odciska w glinie, nie same te materiały go zajmują. Przedmiotem, jaki opracowuje, nie jest też temat - który rozpoznajemy na pierwszy rzut oka - lub prosty motyw.
Bawi nas złudzeniem, ale tak naprawdę rozgrywa subtelne interpretacje przestrzennych abstrakcyjnych fenomenów. Jedne są dawne, nieomal omszałe, inne aktualnie pociągające rzesze współzawodników. Jeśli widzimy kolekcję pompejańskich brązowych kandelabrów, to oczywiście nie będą to kopie ani kontynuacje tych archeologicznych przedmiotów, lecz znaczące odniesienia do najprostszych znaków księżyca, ludzkiej dłoni, liścia, i w końcu dowiemy się w ten sposób więcej o wrażliwości współczesnego artysty niż o sposobach bytowania i upodobaniach starożytnych Rzymian. Kiedyś, gdy jeszcze nie znano wspólnego pojęcia dla dziedziny rzeźby, zastanawialibyśmy się, czy artysta jest bardziej sculptorem czy celatorem. Pewniejsi jesteśmy innych określeń, że jest rzeźbiarzem - którego sztuka jest wolna od krępujących doktryn - i jest humanistą o tej skali wrażliwości na ludzki los, która łączy współczucie i współodczuwanie z ludźmi, z osobami, ponad przedziałem czasów i ponad różnicami partykularnych kultur.
Zbigniew Makarewicz
[1] Tekst zamieszczony był w folderze towarzyszącym wystawie Świat sztuki Ewy i Jacka Dworskich, 7 listopada 1996 – 15 stycznia 1997, Muzeum Sztuki Medalierskie we Wrocławiu.
Obejrzyj prace artysty: Prezentacje