Dworski Mateusz - wywiad
Z Mateuszem Dworskim rozmawia Barbara Wysocka
Pochodzi Pan z rodziny o artystycznych tradycjach, czy to zaważyło na wyborze Pana zawodowej drogi?
W pewnym sensie tak, ale to bardzo ryzykowna teza. Tak naprawdę trudno wytłumaczyć, co tak zdecydowało o wyborze tej właśnie drogi. Oczywiście, że nasiąknąłem atmosferą domu rodzinnego, a z racji tego, że rodzice są artystami, miał on artystyczny klimat. Mama zajmuje się rzeźbą ceramiczną, a tato jest rzeźbiarzem specjalizującym się w medalierstwie. Stryj mamy Andrzej Panufnik był świetnym kompozytorem, a siostra taty, Ewa Dworska-Kopycińska, długo i z powodzeniem zajmowała się malarstwem i wzornictwem.
Posiadając dyplom wrocławskiej ASP z grafiki oraz doktorat z małej formy rzeźbiarskiej i medalierstwa, dostrzega Pan pokrewieństwo między tymi dziedzinami? Czy grafika jest bliska rzeźbie?
Grafika i rzeźba to ewidentnie odrębne dziedziny, ale medalierstwo i grafika wklęsłodrukowa mają cechy wspólne. Aby to dostrzec potrzebowałem czasu i własnych doświadczeń. Podczas studiów w PWSSP we Wrocławiu na wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby w pracowni prof. Haliny Pawlikowskiej poznawałem zasady powstawania akwaforty, akwatinty czy mezzotinty i nie podejrzewałem, że kiedyś zajmę się medalierstwem zawodowo. Zarówno grafika jak i medal wymuszają umiejętność pracy w negatywie, w obu przypadkach pojawia się nakład, czyli powielenie tego samego wzoru.
Czy poszerzanie zainteresowań o nowe dziedziny twórcze wynika z zacierania się gatunkowych odrębności między nimi?
Już w trakcie studiów na grafice terminowałem w atelier mojego ojca przy realizacji jego projektów ucząc się podstaw odlewnictwa i sztukatorstwa. Jednak dopiero po ukończeniu studiów popełniłem pierwszą plakietę z autoportretem. W moim przypadku nie ma mowy o zacieraniu się jakichkolwiek odrębności. Wprost przeciwnie, w sztuce interesują mnie czyste podziały. Jestem zwolennikiem harmonijnego łączenia różnych dziedzin plastycznych, gdzie malarstwo, grafika i rzeźba co najwyżej subtelnie przenikają się wzajemnie uzupełniając. Trudno jest mi pogodzić się z faktem, iż współcześni krytycy i sami artyści nie uznają klarownych odrębności gatunkowych w sztuce.
Jacy artyści inspirują Pana i na ile postać Pana ojca medaliera i rzeźbiarza – prof. Jacka Dworskiego ukształtowała pana artystyczne wybory?
To oczywiste, że właśnie ze sztuką moich rodziców obcowałem najwcześniej. Dopiero później świadomie odkryłem ich sztukę dla siebie. Kunszt rysunkowy i rzeźbiarski ojca oraz jego ceramiczne figury, z pierwszego okresu twórczości, były dla mnie silnym bodźcem. Formy – głowy ceramiczne mojej mamy równie mocno zainspirowały mnie twórczo. Jako mały chłopiec byłem pod wrażeniem renesansowych madonn i portretów, które wisiały na ścianach naszego domu. Na półkach, na wyciągnięcie ręki, stały różne albumy, z których szczególnie zapamiętałem „dziwne“ obrazy Hieronima Boscha oraz stare wydanie Pisma Świętego z tajemniczymi ilustracjami Gustawa Doré. Czas studiów to już dominacja secesji i ekspresji spod znaku Gustawa Klimta i Egona Schielego. Ich wyrafinowanie rysunkowe i kolorystyczne oraz wysublimowana erotyka do dziś nie pozostawiają mnie obojętnym. Podczas przygotowywania się do dyplomu odkryłem szlachetne lata 50. i 60. XX wieku oraz polskich gigantów koloru i formy: Piotra Potworowskiego, Jerzego Nowosielskiego, Artura Nachta-Samborskiego oraz Jana Lebensteina. Aktualnie nie mogę uwolnić się od fascynacji angielskim malarzem Francisem Baconem.
Uprawia Pan rysunek jako osobną dyscyplinę. Ta forma wypowiedzi doskonale uzupełnia świat małych form rzeźbiarskich. Czy rysunek był Pana pierwszą pasją?
Mój artystyczny świat zbudowałem wokół rysunku. To właśnie ta forma wypowiedzi stanowi dla mnie grunt do snucia plastycznego wątku w różnych wymiarach. Rysunek traktuję jako gatunek interdyscyplinarny, który spaja moje rozważania rzeźbiarskie, graficzne i malarskie. W rysunku tkwi to co cenię najbardziej: zanotowanie pomysłu, estetykę szkicu, prostotę i szybkość zapisu. Rysunek jest również główną inspiracją oraz zaczynem idei twórczych.
Głównym motywem Pana prac rysunkowych i rzeźbiarskich pozostaje człowiek i jego kondycja. Czy zdarzają się także realizacje niefiguralne?
W mojej twórczości zrealizowałem kilka plakiet, które nazywam „ zagrywkami formalnymi“. Są to pewnego rodzaju ćwiczenia kompozycyjne nakierowane na czucie formy, faktury i rytmu. To wszystko są środki, przy pomocy których, staram się mówić o sprawach dla mnie ważnych. W moim odczuciu duchowo przynależę do nurtu egzystencjalizmu spod znaku Camusa i właśnie dlatego wciąż poszukuję figury o charakterze egzystencjalnym. Często w sposób trudny do wytłumaczenia ulegam nastrojowi samotności i melancholijnej ciszy, z której wydobywam plastyczne dźwięki.
Obecnie zajmuje się Pan przede wszystkim medalem, plakietą oraz rzeźbą kameralną. Jaka jest Pana ulubiona dziedzina i która forma plastycznej ekspresji odpowiada Panu najbardziej?
Być może się powtarzam, ale staram się stworzyć harmonijną całość. Trudno wskazać mi jedną dziedzinę. Może właśnie rysunek? Inne dyscypliny plastyczne są równie ważne. Łączenie pracy rzeźbiarskiej w różnych materiałach, idea koloru, forma rysunkowa oraz warsztat graficzny to wszystko przestrzenie plastyczne, które dają mi większą skalę doznań i artystycznej wolności.
Jakich materiałów i technik używa Pan, pracując nad medalem, a jakich metod i technologii przy pracach rzeźbiarskich?
Trudno odpowiedzieć na to pytanie w paru zdaniach. Pomijając fazę projektu graficznego, zarówno medal jak i rzeźba wymagają wykonania modelu, który najczęściej powstaje z tradycyjnych materiałów, takich jak glina, gips, wosk lub plastelina. Model to prototyp medalu lub rzeźby o zamkniętym kształcie. Aby powstało dzieło rzeźbiarskie, trzeba je odlać w metalu, wykuć w kamieniu lub wyciąć w drewnie. Najczęściej swoje prace odlewam w brązie; medale na mułek formierski, a bardziej skomplikowane formy metodą traconego wosku. Ta metoda to długi proces technologiczny, wymagający przygotowania woskowego modelu wraz z systemem wlewów i odpowietrzeń. Model musi zostać zamknięty w formie gipsowo-szamotowej i razem z nią wypalony w piecu na wysoki wypał. Żeliwne rzeźby powstają ze styropianowych modeli, zamkniętych przy pomocy skrzynkowych form w żywicy furanowej.
Na ile ważne jest osobiste zaangażowanie w proces technologiczny powstawania dzieła i jaki ma ono wpływ na jego ostateczny kształt?
Moim zdaniem, najważniejsze w pracy rzeźbiarza jest zapanowanie nad formą swojej pracy. Reszta jest czystym rzemiosłem, które w znaczący sposób wpływa na świadomość artysty. Uważam, że znajomość materiału i technologicznej obróbki daje artyście większą swobodę w procesie tworzenia rzeźby. W moim rozumieniu, to cecha współczesnego podejścia do rzeźby, gdzie rola twórcy łączy się z rolą rzemieślnika. To dążenie do pewnego ideału rzeźbiarskiego.
Prezentuje Pan swoje prace we wrocławskim Muzeum Poczty i Telekomunikacji. Jakie jest przesłanie tej wystawy?
Cieszę się bardzo, iż nadarzyła się okazja przedstawienia moich prac właśnie tutaj. Muzeum, w osobie Szanownej Pani Dyrektor Jadwigi Bartków-Domagały, było moim pierwszym zleceniodawcą. W 1997 roku wykonałem dla Muzeum grafikę przedstawiającą Archanioła Gabriela (patrona pocztowców) z okazji Kongresu Eucharystycznego. Na wystawie prezentuję zbiór prac, który najlepiej charakteryzuje mnie jako twórcę i pokazuje ewolucyjną drogę, którą podążam, stale oscylując pomiędzy figurą na osi a głową – tematami interesującymi mnie od początku mojej twórczości.
Rozmawiała: Barbara Wysocka
Wywiad został przeprowadzony z okazji wystawy Figury dworskie Mateusza Dworskiego w Muzeum Poczty i Telekomunikacji we Wrocławiu i zamieszczony w katalogu wystawy Figury dworskie.
Fotoreportaż z wystawy: Figury dworskie
Katalog do nabycia w Muzeum Poczty i Telekomunikacji, Wrocław, Krasińskiego 1.