Ratajczak M. - Requiem dla Zbyszka
Wspomnienie o Zbigniewie Paluszaku (1931-2013)
Mirosław Ratajczak - Requiem dla Zbyszka
Zbyszek był w moim „odrzańskim” życiu od zawsze i na zawsze. Ostatni z pierwszego składu redakcji, a nawet jeszcze wcześniejszy, bo „Odra”, jako miesięcznik, narodziła się w 1961 roku, a on był w „Odrze” już od 1959 roku, jak głoszą noty biograficzne, ponadto bywał w „Poglądach” oraz w „Nowych Sygnałach”, z których nasze pismo się wykluło. Perspektywa redakcyjna narzuca obraz sumiennego towarzysza podróży, dbającego o naszą prezencję przed światem; to Zbyszek dodawał nam smaku i elegancji starannością, z jaką nas graficznie oprawiał, mimo braków PRL-owskiej, ale i późniejszej, poligrafii. Co by nie powiedzieć o Zbyszku jako redakcyjnym koledze, był on przede wszystkim świetnym malarzem, a także wieloletnim nauczycielem przyszłych malarzy we wrocławskim liceum plastycznym im. Stanisława Kopystyńskiego.
Że był dobrym przewodnikiem, prowadzącym młodych ludzi w krainę sztuki, może świadczyć to, że wielu z nich, jak na przykład Zdzisław Nitka, Eugeniusz Minciel czy Bogusław Story jeszcze po latach, kiedy sami już byli dojrzałymi i cenionymi malarzami, wspominali go z szacunkiem, niektórzy odwiedzali go i dzielili się z nim swoimi sukcesami, inni, choć los zawiódł ich w dalekie kraje, często przypominali się przy różnych okazjach, zapraszali na spotkania.
Zbigniew Paluszak, pochodzący z Ostrowa Wielkopolskiego, równolatek i sąsiad Krzysztofa Komedy, którego domowe „występy” przy fortepianie czasem wspominał, swoje artystyczne życie związał z Wrocławiem. Tu studiował na PWSSP, debiutował już w odwilżowej atmosferze jako malarz (dyplom w roku 1957), ale i jako… aktor studenckiego kabaretu, co w tamtych burzliwych latach nie było rzadkością. Angażował się zresztą w różne przedsięwzięcia owego czasu, należał do grupy młodych „Poglądy”, potem oczywiście wszedł w skład Szkoły Wrocławskiej (od 1967 roku Grupy Wrocławskiej) i bardzo szybko stał się jednym z czołowych malarzy w tym środowisku, o czym mogą zaświadczyć nagrody, jakimi uhonorowano jego malarstwo na najważniejszych w tamtych czasach konkursach ogólnopolskich, np. Bielskiej Jesieni czy Festiwalu Współczesnego Malarstwa Polskiego w Szczecinie.
We wcześniejszych okresach Paluszak nadawał swoim obrazom dyskretny, symboliczny sens; ukrywał go niejako w tle, w tym, co nazywamy zwykle warsztatem malarskim – światło zatapiał w kolorze, głębię przestrzeni kształtował laserunkami, kulisowa kompozycja prowadziła spojrzenie widza ku centralnemu motywowi, cienie kontrastowały z miejscami rozjaśnionymi dając efekt płynnego falowania, unoszenia się w powietrzu (np. w cyklu poświęconym Ikarowi). Ostatnio dramaturgia jego obrazów oparta była raczej na kompozycji, która jest jak rusztowanie; podkreśla to także kolorystyka, mniej nastrojowa, jaśniejsza, chwilami niemal odwołująca się do doświadczeń pop-artu. Pojawił się także inny rodzaj komunikowania znaczenia; mniej tu symbolicznej gry form, więcej znaków wyraziście konkretyzujących przesłanie. Tytuły, takie jak Requiem dla ptaka czy Requiem dla drzewa są bardzo wymowne.
Był także znakomitym akwarelistą, cenił tę technikę, która przecież niemal zniknęła z warsztatu malarzy, a ona wpłynęła znacząco na sposoby budowania przez Zbyszka malarskiej formy, poszukiwanie ekspresji; nadała jego sztuce specyficzny, rozpoznawalny ton. Pojawiła się w tej twórczości w końcu lat pięćdziesiątych, kiedy Zbyszek zaczął malować drzewa, potem były akwarelowe Wraki. Właściwie nie wiadomo skąd się wzięła, bo raczej nie z pracowni szkolnych i studenckich ćwiczeń. Od razu podporządkowana została indywidualnym potrzebom artysty, a więc dość dużym rozmiarom malowanych przez niego prac (dużym jak na akwarelę), także typowemu dlań sposobowi pracy, który nie dopuszczał zbytniej spontaniczności malarskiego gestu i wymagał nakładania kilku warstw koloru, żeby osiągnąć jego nasycenie. Zamalowaną powierzchnię papieru Paluszak nieraz wymywał aż do podłoża i nakładał kolejną warstwę farby szerokim pędzlem lub kąpielową gąbką; posługiwał się także techniką rozcierania pigmentów na „pół sucho” i wykańczał, bywało, całość polerując dłońmi powierzchnie prac, aż do otrzymania efektu zawerniksowania obrazu (co mogło trwać kilkanaście godzin albo dwa, trzy dni). Było to niekonwencjonalne podejście do akwareli, ba!, było to postępowanie prawie wbrew „naturze” tej techniki. Niemniej przynosiło efekty. Każda akwarela Zbyszka „wytrzymuje” obecność obok siebie obrazu olejnego.
Mirosław Ratajczak
Fragmenty artykułu, „Odra” nr 5/2013
Więcej o artyście
Paluszak Zbigniew - nominacja do Nagrody Roku ZPAP, 2011